Rozdział 7 – Pako Czako

Serce wali mi jak oszalałe. Jeszcze przed chwilą czułam tylko radosną ekscytację. Będę mogła nadal jeździć konno. Bez zawalania szkoły. Bez żadnych minusów. Wszystko będzie jak dawniej. Zmieni się tylko koń i jego możliwości. Ale koniarze w potrzebie w zupełności to wystarczy.

Teraz trzęsę się na całym ciele. Po moich policzkach spływają łzy i robię co mogę, żeby nie zacząć szlochać na głos.

Nie odczytałam jeszcze wiadomości od Ani, a już dopada mnie wszechogarniające poczucie winy. Co ja właśnie próbuję zrobić?! Oszukać własnych rodziców! Całe życie byłam z siebie taka dumna, że nie mam przed nimi żadnych tajemnic, że nigdy im nie onaściemniałam, że zawsze mogli na mnie polegać. Żadnego przychodzenia do domu po ustalonej godzinie. Żadnego nieodbierania telefonu, kiedy dzwonią zaniepokojeni.

W zamian za to zawsze dawali mi dużo swobody i praktycznie za nic mnie nie karali. Jak kiedyś zapaliłam epa w siódmej klasie, od razu się im przyznałam. Jedyną konsekwencją była pogadanka o szkodliwości takiego badziewia i musiałam obiecać, że więcej go do ust nie wezmę.

Może jeśli porozmawiam najpierw z tatą i go urobię, to on zdoła jakoś przekonać mamę, żeby pozwoliła mi na te treningi z Tichym? Na tę myśl w mojej głowie natychmiast pojawia się wspomnienie naszej rozmowy o czeskim skoczku. Mama była nim tak zdegustowana… Znam ją zbyt dobrze. Nie da się urobić. Nie ma na to szans.

A co jeśli się dowie? Ktoś jej powie. Albo przyjedzie niespodziewanie do stajni. Zastanawiam się jakie są na to szanse. Powiedzieć to jej raczej nikt nie powie. Tylko pani Aleksandra ma do niej numer a ona nie jest typem, który dzwoni, żeby poplotkować. Poza tym traktuje mnie jak dorosłą osobę. A niespodziewany przyjazd? Nigdy się mamie nie zdarzył. Jeśli już przyjeżdża to po pierwsze mnie uprzedza. Po drugie nie wchodzi na teren ośrodka, tylko czeka na parkingu. Jeżeli nawet zobaczy Tichego, to co z tego? Naszego wspólnego treningu nie zobaczy.

Ryzyko jest minimalne. Praktycznie zerowe.

Mimo to nadal czuję się potwornie. Nie chcę się tak czuć.

Patrzę na czarny ekran telefonu. Co mogę zrobić, żeby było lepiej? Żebym nie stała się nagle Niną Pliszką, której nie poznam i za którą będę się musiała wstydzić? Niną-kłamczuchą?

Przecieram łzy.

Mam pomysł. Skoro z mamą nie da się negocjować, to serio pogadam z tatą. Najpierw dam mu do zrozumienia, że mam jakiś plan. Będzie od razu wiedział, że coś jest na rzeczy. Potem pojadę na kilka treningów i przekonam się jaką osobą jest Tichy. Jeśli będzie spoko, powiem o wszystkim tacie, tylko wyjaśnię mu, że… Kurde. Co ja mu wyjaśnię? Że chłop pobił sędziego, ale tak ogólnie to jest bardzo łagodnym człowiekiem?

Nagle zdaję sobie sprawę z tego, że przecież nie mogę w żaden sposób ręczyć za Tichego. Wszystko co o nim wiem to to, że ma sprawę w sądzie o pobicie oraz że w kontakcie ze mną i z innymi osobami wokół jest miły. Przecież to może być podręcznikowy przykład manipulatora psychopaty! Obiecuje mi gruszki na wierzbie, darmowe treningi i że koń jest super, a w rzeczywistości zabije mnie wieczorem w ciemnym lesie obok stajni.

Z tym ostatnim to trochę przesadziłam. Ale oprócz tego? Jestem idealną ofiarą dla przemocowca. On ma coś, czego ja bardzo chcę. I może mi to dać. Czego będzie chciał w zamian?

Głos koniary podpowiada mi, że Tichy będzie chciał dokładnie tego, o czym mówił. Osoby, która będzie objeżdżała mu konia. To przecież obopólna korzyść. Ma złamaną rękę, potem nie wiadomo jaka czeka go rekonwalescencja. A oprócz tego jest trochę za wysoki na Cukra. Brzmi to logicznie.

Pytanie co jest prawdą?

Ach! Nie mam siły dłużej o tym rozmyślać! Niech Ania zadecyduje za mnie!

Czytam wiadomość:

yeaaas! Mogę cię kryć jakby co

Uśmiecham się. Zatem zdecydowane. Wkraczam na ścieżkę występku. Ale czego się nie robi z miłości do koni?

* * *

Rodzice nie mogą mi całe życie mówić, co mam robić. Nawet gdyby chcieli i nawet gdybym ja chciała – to po prostu niemożliwe. Ale myślałam, że zawsze w jakiś sposób będziemy się ze sobą zgadzać. Na tyle, żeby nie było między nami tajemnic.

Patrzę na zawieszoną na ścianie fotografię. Ja na Fuksji podczas moich najważniejszych zawodów. Jest późna wiosna. Mam na sobie szmaragdową marynarkę i białe spodnie. Fotograf uchwycił Fuksję podczas galopu, na zakręcie. Jest taka piękna, wdzięczna i skupiona. Tamtego dnia zajęłam drugie miejsce, a rywalizowałam z doświadczonymi zawodnikami.

Osoby, które się nie znają, często mówią, że jazda konna to nie sport. Człowiek siedzi na koniu i to koń wszystko robi. Prawda jest zupełnie inna. Pracę wykonują obie strony – koń i jeździec. Koń dźwiga ciężar, wysłuchuje poleceń, wykonuje figury, skacze czy biegnie. Jeździec musi udowodnić mu, że jest godny zaufania i sprawnie komunikować się z nim za pośrednictwem pomocy.

Pomocami są głos, wodze, dosiad (czyli sposób siedzenia na koniu) i łydki. Dodatkowo bacik oraz ostrogi, jeśli potrzebna jest większa precyzja. W sieci można znaleźć od groma przykładów ludzi, którzy wykonują skomplikowane figury ujeżdżeniowe albo skaczą wysokie przeszkody na zupełnie nagich koniach i bez żadnych tradycyjnych pomocy. Tak też się da. Ale to z wielu względów bardzo trudne. Trzeba znać odpowiednie metody szkoleniowe, mieć czas i przeznaczony do tego teren. Mało kto może sobie pozwolić na takie warunki.

Na szczęście konie są cierpliwe i umieją wybaczać. Wiele osób wykorzystuje to przeciw nim.

Przypominam sobie chłopca, który jeździł na Fuksji. W mojej głowie pojawia się obraz jego dłoni. Kurczowo zaciśniętych na wodzach. Nóg, co chwila uciskających boki klaczy. Spiętego ciała. Ogólnej walki i braku zaufania. I tego typa w bejsbolówce. I Ninony.

Serce zaczyna mi bić szybciej. Czuję się zdradzona. Byłyśmy kiedyś przyjaciółkami. Ona musi wiedzieć, że kocham moją Fuksję. A przykłada rękę do tego, że będziemy rozdzielone. Dotychczas nie zdarzyło mi się tak pomyśleć, ale w tej chwili myślę, że… chyba… nienawidzę Ninony.

– Nina! Przyjdziesz do nas na chwilę?

To głos mojego taty. Wyglądam z pokoju.

– A o co chodzi?

– Mama i ja mamy do ciebie sprawę. Chodź.

Czekają na mnie przy stole w kuchni. Siadam. Nie mogę się pozbyć wrażenia, że winę mam wypisaną na twarzy. Wielkimi, czarnymi literami. Drukowanymi. Rodzice nie mogą niczego podejrzewać. Jeszcze nie zdążyłam im naściemniać!

– Nino, jest nam bardzo przykro, że musiałaś zrezygnować z koników. – zaczyna tata. Rany! Jak bardzo irytuje mnie, kiedy mówi o tym „koniki”. Mógłby chociaż nazywać moją życiową pasję „jazdą konną” albo „jeździectwem”, bo nie wymagam cudów. Ale te „koniki”… Tyle razy mu tłumaczyłam, że mnie to wnerwia. Bez reakcji.

– Wiemy, że to dla ciebie ważne i chcemy ci to jakoś wynagrodzić. Nie możemy już opłacać twoich treningów, ale razem z mamą zdecydowaliśmy… – tata zawiesza głos i patrzy z oczekiwaniem na mamę.

– Zdecydowaliśmy, że urządzimy ci osiemnastkę w Pako Czako. Tak, jak marzyłaś. Urodziny wypadają ci idealnie w drugi weekend kwietnia, więc zarezerwowaliśmy już miejsce. Możesz zaprosić czternaście osób.

– Co?! – prawie podrywam się z krzesła. – Naprawdę?!

Nie mogę uwierzyć w to, co właśnie usłyszałam. Pako Czako to jedno z najlepszych miejsc w stolicy. Kolorowa klubokawiarnia z pysznym żarciem, własnym DJem, parkietem i fantastycznymi animatorami. I mają też pokój ciszy, w razie jakby ktoś potrzebował przerwy od imprezy. Kilka razy wspominałam o niej rodzicom, w nadziei, że może załapią, że o niej marzę.

Załapali!

Będę mieć imprezę w Pako Czako! Ile mogę zaprosić osób? Czternaście? Czyli nie całą klasę. Kurczę, trochę szkoda, bo wiadomo jak będą patrzeć na mnie ci, którzy nie zostaną zaproszeni. Ale trudno. Rodzice płacą, rodzice stawiają warunki. Nie będę kręcić nosem.

– Naprawdę, naprawdę. – śmieje się tata, a mama puszcza mi oczko.

– O matko! Dziękuję wam! Bardzo, bardzo dziękuję! Jestem taka szczęśliwa!

Tak. Jestem szczęśliwa jak cholera. Wszystko mi się układa. Osiemnastka w Pako Czako. I jazdy na Cukrze. I właśnie zawodzę rodziców, którzy sprawili mi tak ogromną radość.

Nie dam rady skłamać. Nie mogę im tego zrobić! Odwołuję moją decyzję. Będę z nimi szczera.

– W jakim stylu chciałabyś tę imprezę? Menadżer chciał wiedzieć od razu, ale uznaliśmy, że nie będziemy na ciebie decydować. – mama zerka na tatę.

– Ja proponowałem, żeby impreza była konikowa.

– O nie! – podnoszę rękę w obronnym geście. – Jestem koniarą, ale ludzie z klasy nie są. Wolałabym coś, co będzie fajne dla wszystkich.

– Jesteś w stanie powiedzieć nam od razu? Tata i ja obiecaliśmy dać znać jak najszybciej.

– Hmm… – oczywiście w takiej chwili nic konkretnego nie przychodzi mi do głowy. – A może… Może impreza w stylu… Meksykańskim i żeby były aksolotle? Ale żeby nie było jakoś tak dzieciakowato, okej? Aksolotle są u nas w klasie od początku memem, więc to będzie na pewno spoko. Nawet wiem jaka grafika nada się na tort. Bo będzie tort?

Kiwają głową.

– Taaak, to na sto procent wiem, jaka to będzie grafika. – uśmiecham się pod nosem.

– Widzisz? Dobrze, że nie namówiłeś mnie, żeby zrobić jej jeździecką osiemnastkę. Zdziwiony?

– Trochę.

Wspólnie ustalamy szczegóły urodzin w Pako Czako. Motyw przewodni: Meksyk i aksolotle. Rodzice pokazują mi dostępne menu, potem torty, potem atrakcje. Na specjalne życzenie można sprowadzić żywą alpakę, ale wszyscy troje uznajemy, że to za drogo. Wybieramy też opcję imprezy bez alkoholu. Sporo osób będzie jeszcze przed własną osiemnastką, a u nas w domu i tak się nie pije. Żadna strata. Lista utworów jest do ustalenia z DJem w późniejszym terminie. Zaproszenia będą załatwione przez Pako Czako.

Nie mogę pohamować mojej ekscytacji. Nigdy bym nie zgadła, że rodzice załatwią dla mnie coś takiego. Na co dzień są raczej zapracowani. Nie spędzamy razem zbyt wiele czasu. Tata ma trochę więcej luzu w tych swoich firmach, ale mama to typowy korpoludek. Oboje ciężko harują. Odpoczywają tylko na nartach w Alpach albo na krótkim wakacyjnym urlopie za granicą. Oprócz tego są skupieni, żeby dobrze nam się żyło.

Dokładnie tak. Nie mogę ich okłamać. Kocham ich.

– Wiecie, że Ania Thomson zgodziła się, żebym jeździła na jej koniu?

Dlaczego to powiedziałam? Nie chciałam ich okłamać, ale właśnie to zrobiłam. Mamo! Tato! Proszę, wybaczcie mi. Nie mam pojęcia, co robię!

< Rozdział 6 * Rozdział 8 >

Total Page Visits: 3 - Today Page Visits: 3
0
    0
    Twój Koszyczek
    Twój koszyczek jest pusty! 🙁DO SKLEPU 🛍️